Chyba mamy zaburzony obraz kobiety nazywanej samotną matką... W wyobraźni pojawia się młoda dziewczyna, panienka, która we własnej głupocie pozwoliła się wykorzystać i porzucić. I teraz została sama, najczęściej na utrzymaniu rodziców, niechciana już przez żadnego porządnego mężczyznę. Winna. Sama sobie winna. Trzeba było żyć cnotliwie, a nie... itd. itp. To krzywdząca opinia...
Kim są samotne matki?
Bywa, że samotną matką zostaje młoda dziewczyna. Niekoniecznie z braku dojrzałości czy odpowiedzialności. Najczęściej jej partner nie poczuł się dość dorosły by wziąć część odpowiedzialności za nią i za dziecko na siebie. I zniknął. Przykre, jeśli zażądał przedtem "pozbycia się problemu". Smutne, jeśli oskarżył, że to nie jego dziecko, a ją nazwał taką czy owaką... A może zwyczajnie zwiał i nie wiadomo, gdzie go teraz szukać? Młodość, niedorośnięcie do pewnych spraw, egoizm. Niestety bywa.
Inny rodzaj samotnych matek to wdowy. Tu nie można mówić o ich błędnych decyzjach. Los postawił je przed faktem dokonanym i nie pytał o zdanie. Znam wiele samotnych matek, które własną dławiącą samotność po śmierci partnera przekuwają w miłość do dzieci. Często kilkorga, bo 10 lat po ślubie dochowały się trójki czy czwórki. I udaje im się. Mają powód do bycia dumną i z siebie i ze swoich pociech.
Inna grupa to rozwódki oraz kobiety po długotrwałych nieformalnych związkach. Rozstały się z ojcami dzieci z różnych powodów. Być może panowie nie nadawali się na tatusiów? Nie dorośli? Być może zwinęli żagle kiedy tylko pojawiło się dziecko, albo nawet już w ciąży? A może zwyczajnie nie dało się z nimi żyć, byli zagrożeniem bądź obciążeniem, które dusiło? Rozstanie było jedynym rozwiązaniem.
A może kobieta doszła do wniosku, że nie wytrzyma w tym układzie? Bo była nieszczęśliwa, stłamszona, w potrzasku. Bo nie tego chciała. Bo potrzebowała uwolnić siebie, by móc w spokoju sumienia, jako zadowolony z życia człowiek, wychowywać dziecko. I zdecydowała. Być może ludzie ocenią ja jako egostkę, ale .. prawo miała. To jej życie mimo wszystko!
Generalna prawda brzmi: Szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko. Dzieci męczennic uśmiechają się tylko ustami. Oczy mają puste. Wiem co mówię... Niech więc matka decyduje co dla niej dobre. A więc i dobre dla dziecka.
W podobnej sytuacji znajdują się samotni ojcowie. Dziś już nie jest to zaskakującym zjawiskiem i powoli akceptujemy fakt, że facet może wychować szczęśliwe dzieci i zastąpić im ojca i matkę. I chwała im za to, że są :)
Samotna kobieta, niezależnie od tego dlaczego znalazła się w sytuacji, że wychowywanie dzieci spadło w całości na jej barki, musi podołać najważniejszemu zadaniu: ukształtowaniu człowieka. Takiego, który będzie umiał kochać, współodczuwać, który będzie odpowiedzialny i da sobie radę w różnych trudnych życiowych sytuacjach.
Samotne matki wychowują dzieci, patrzą na ich rozwój... szczęśliwe. Bo nie rodziły dzieci dla dzieci, by miały się z kim bawić. Bo nie miały ich ze strachu przed samotnością czy niedołężnością na stare lata. Ich dzieci w większości przypadków były owocem uczucia. Były chciane i oczekiwane. I tak na nie patrzą. Jak na owoce miłości :)
Nie można bać się, że nie podołamy. Strach paraliżuje, nie pozwala iść do przodu. To co było jest już przeszłością, choćby najczarniejszą. Przed nami tylko przyszłość. Dobra przyszłość. Pełna miłości i ciepła. Tego które damy i tego, które da nam nasze dziecko. Bo dziecko zrekompensuje i obetrze niejedną łzę. Już to, że je masz, stawia Cię w szeregu kobiet spełnionych. A że wychowasz je samotnie... Trudno. Nie znaczy że gorzej. Dasz radę! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz